Pisałem wiersze takie młode,
że nie umiały jeszcze chodzić.
Nie potrafiły pięknie cierpieć.
Takie pisałem bobowiersze.
Ale umiały się zadurzyć.
Otworzyć okno w oku burzy.
Nie bać się grzmotów i ciemności.
Pisałem wiersze z naiwnością,
rymując słowa i muzykę
z biedronką i pasikonikiem.
Odpowiadałem leśnym echom.
Ptakom i wnukom na pociechę.
To, co odbiło się od boru,
wróciło blusem bez kolorów.
Ziarenkiem piasku. Kroplą soli.
W pękniętych słowach, które bolą.
Teraz z rozmysłem chucham na nie.
Podobno mniej już grafomanię.
Oglądam horyzonty szersze.
I tylko śnię wciąż bobowierszem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz