Na tej planecie dwa, na zmianę,
świeciły w dzień i noc księżyce.
Żyli tam sami zakochani.
W dosłownym sensie ponad życie,
które nie będąc boskim darem
potomstwo przynosiło rzadko.
Seks uprawiano tam za karę,
lub od przypadku do przypadku.
Bliskich kontaktów nikt nie cenił.
Uczucia się rodziły w głowie.
I wszyscy byli zadurzeni
we wszystkich. A najbardziej w sobie.
Kochali do nieprzytomności.
W sposób najczystszy i natchniony.
Poumierali z tej miłości.
Tragicznej, bo odwzajemnionej.
Pozostał kurz na klawiaturach
pod wygasłymi ekranami.
Drobiny piasku w suchej chmurze
pod niebieskimi księżycami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz