1.
matką mu ziemia ojcem wiatr
mówiono że z księżyca spadł
2.
czerwony księżyc lśnił nad jeruzalem
ale to było tylko w jego głowie
i nie musiało przydarzyć się wcale
tak jak nie musiał wydarzyć się
człowiek
3.
bracia kamienie
siostry krople deszczu
z iskier kochanka
z pełnych kłosów żona
gaje sąsiadów
a za nimi przestrzeń
od wschodu słońca
po noc niezmierzoną
4.
latem miał swoje ulubione drzewo
pod którym kładł się zasypiając błogo
zbudzony patrzył w rozgwieżdżone niebo
tęskniąc tak bardzo że aż stworzył boga
5.
bóg był prawdziwy
ponad rzeczywistość
stał się z nicości
i wyjaśniał wszystko
6.
cudem jest dziecko kruche jego tętno
ta sama miłość która życie rodzi
w tafli jeziora odbija gór piękno
wznosi katedry filozofię tworzy
pomnaża dobro dzieląc się nadzieją
dzień w dzień
aż kiedyś cuda powszednieją
starzy bogowie idą w zapomnienie
siostry się w czarne otulają chusty
bracia podnoszą na siebie kamienie
z przywianych iskier tylko kłosy puste
w noc naznaczoną wichrem i pożarem
czerwony księżyc zgasł nad jeruzalem
7.
zanim obwieszczą krzemowe zwycięstwo
pora boskiego adoptować syna
zlepić na obraz i na podobieństwo
ojczymem człowiek macochą pustynia
tyle pamięci ile piachu w chmurze
i tyle piękna ile mamy w sobie
krew zmyją deszcze piasek cud powtórzy
ulepmy z troską będzie naszym
bogiem
8.
teraz prawdziwej miłości go uczmy
niech się zmiłuje nad nami
choć sztuczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz