Woń amoniaku spod łuski lizolu
Rwące się świstem zatęchłe powietrze
Niepokój ducha i śmierć w przedpokoju
Za oknem lustra jednostronnie piękne
A z drugiej strony za rewersem szyby
Strach taki stary że aż nieprawdziwy
Pokryte bielmem szare linoleum
Spogląda tępo na sufitu liszaj
Wyżej chmurami dostojne Te Deum
A jeszcze wyżej sprawiedliwa cisza
Głowy galaktyk w gazowych kędziorach
Czas policzony i najwyższa pora
W punkcie przecięcia rurek kosmogonii
Piersi kroplówek nad szczęśliwcem wiszą
Słabnąca mucha w kloszu lampy dzwoni
Znudzony pająk epitafium pisze
Cynowy krzyżyk wyżej gwiazd szydera
Tu raz się żyje i nie chce umierać
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz