Tak mi się śniło, że byłaś kurhanem,
pod zapomnianą, zieloną równiną,
moja kraino.
Szedłem na zachód poprzez górę krzyży,
powykrzywianych, jak tu u nas wszystko,
moja kołysko.
Światło przebiło chmury poszarpane,
ale nie było mi do ciebie bliżej.
Tak się roiło, że będziesz mi domem,
gdzie powitają mnie winem i mlekiem,
moja daleka.
I wszystko brałem za szczęśliwy omen.
Czerwoną łunę. Roztrzaskane stągwie.
Wiatrem strzępione wyblakłe chorągwie.
Błysnęła flara. Myślałem, że świta,
gdy srebrne lśnienie zalewało zgliszcza.
W ciszy tonęła druga Atlantyda.
Moja najbliższa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz