środa, 19 sierpnia 2020

błazna cień

Ku zachodowi, mrużąc oczy
szedłem, choć ciężko było iść.
A za plecami cień mój kroczył.
Czy raczej wlókł się. Aż tu myśl

zmyśliła się, że wrócić mogę
w dzieciństwa czas. W słoneczny dzień.
I cień wyskoczył mi pod nogi,
jak gdyby błazen wstąpił weń.

Za każdym razem
cień mój błazen.
Za każdym razem
błazna cień,
kiedy wyjść z domu się odważę,
dogania mnie.
Przedrzeźnia mnie.

Ja kroki trzy. On kroki trzy.
Przyśpieszam - on się śpieszy.
I nie wiem już, czy ze mnie drwi,
czy się z pomysłu cieszy.

Ja w lewo krok, on w lewo też.
Ja zmieniam rytm, on zmienia.
Ja przez kałużę i on przez.
No zgrywus. Głupi szczeniak.

Za każdym razem 
cień mój błazen.
Za każdym razem
błazna cień,
kiedy wyjść z domu się odważę
dogania mnie.
Przedrzeźnia mnie.

Tak odprowadził aż do drzwi,
gdzie objął mnie ramieniem.
Poczułem się zmęczony i
sam byłem cienia cieniem.

Piwniczny chłód ogarnął mnie.
Skórę  przebiegły dreszcze.
I pomyślałem - jeszcze nie.
Spróbuję przejść się jeszcze.

Za każdym razem
cień mój błazen.
Za każdym razem
błazna cień,
kiedy wyjść z domu się odważę
dogania mnie.
Przedrzeźnia mnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz