kapitanie żeglugi przybrzeżnej
halsujący na krzyż popołudnia
pływający od pensji do pensji
przez płycizny czasowych zatrudnień
przemęczona kapłanko świątyni
żono matko odwieczna westalko
zmywająca nad zlewem naczynia
zmagająca się z dziećmi i pralką
niech latarnik zawiesi wam światło
na najwyższej latarni jak łunę
zanim miłość opuści tratwę
przywołaną na wszelki ratunek
kapitanie żeglugi niewielkiej
cicha hestio paląca w piecu
niech wam gwiazdka błyśnie na szczęście
w trudnym rejsie do portu wieczór
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz