Żył do tej pory, jak Bóg kazał.
Co też strzeliło mu do głowy.
Wczoraj był z wódką u sąsiada.
Zwyczajny. Na umyśle zdrowy.
Żeby to w pełnię, ale w nowiu?
Nawet nie dopił. Nie chciał gadać.
Przed wyjściem rzucił tylko - spadam!
I w noc jak kamień, że tak powiem.
Zrównoważony. Nienerwowy.
Emeryturę już uskładał.
A raptem język fioletowy.
Gałąź złamana do połowy.
Liście jak plamy wątrobowe.
Obraza boska. Wstyd dla wdowy.
W jednej kwaterze nie wypada.
Puder na szyję. Krzyż na drogę
Sterczy jak palec. Ten środkowy.
Taki spokojny, cichy człowiek.
Wczoraj był z wódką u sąsiada.
Zwyczajny. Na umyśle zdrowy.
Żeby to w pełnię, ale w nowiu?
Nawet nie dopił. Nie chciał gadać.
Przed wyjściem rzucił tylko - spadam!
I w noc jak kamień, że tak powiem.
Zrównoważony. Nienerwowy.
Emeryturę już uskładał.
A raptem język fioletowy.
Gałąź złamana do połowy.
Liście jak plamy wątrobowe.
Obraza boska. Wstyd dla wdowy.
W jednej kwaterze nie wypada.
Puder na szyję. Krzyż na drogę
Sterczy jak palec. Ten środkowy.
Taki spokojny, cichy człowiek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz