Trzy grusze drżały nocą. Jedna wymyślona,
druga nie z tego świata, a trzeciej nie było.
Wymyślona rodziła najsłodsze owoce.
Druga śniła migdały o niebieskich kwiatach,
a pod trzecią usnęło, co się nie zdarzyło.
Wiatr ziewał na gałęzi i wygładzał liście.
Wieczór kleił powieki i gwiazdy zaświecał.
Za oddechem firanki jaśmin się srebrzyścił.
Trzy księżyce poświatą zaglądały w okno.
Jeden tylko prawdziwy, jak ta grusza trzecia.
Obejrzałem tysiące obiecanych pełni.
Zliczyłem wszystkie nowie wschodzące na niebie.
I wiesz co? Nierozważnie żartowałaś z przysiąg,
że cię wezmę ze sobą na ten trzeci księżyc.
Jesteśmy tam od zawsze. I nie mów, że nie wiesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz